środa, 5 kwietnia 2023

x

 hej, pisałam poprzednio, że ściskało mnie z cringu jak czytałam posty z dawnych lat, a teraz mnie ściska jak czytam nawet ten z zeszłego roku, bo jakoś mi się wydaje ze brzmię jak pseudo-coach albo coś (???) jednak nie ma to wielkiego znaczenia, bo ten post przywołał kogoś dla mnie bardzo ważnego :) i piszę to, choć odpisałam już na komentarz tutaj i na innym blogu, po to żeby w razie czego była pewna, że odczytałam wszystko i chcę porozmawiać, bo bardzo tęsknię. szkoda, że zauważyłam to po tylu miesiącach, wchodzę tu co jakiś czas, a jednak nadal przegapiłam tak istotną sprawę. chyba tak bardzo myślałam, że nikogo już tu nigdy nie ma, że przestałam się łudzić. a tu proszę, niespodzianka która zrobiła mi dzień, odezwała się moja dawna najbliższa przyjaciółka, którą próbowałam znaleźć w całym internecie wpisując absurdalne dane na facebooku. 

tak sobie myślę czasem o tych fantazjach o spotkaniu grupowym. mówiliśmy, że pewnego dnia się uda. byliśmy dziećmi i często a to rodzice się nie zgadzali, a to w domu nie było pieniędzy na takie rzeczy, a to sami się trochę baliśmy. zapytam więc pustą salę, czy komuś z was ostatecznie udało się zobaczyć tą osobę ze świata po drugiej stronie ekranu?

jestem trochę chora, więc jutro załatwię chorobowe. piję sobie smoothie (polecam te z biedronki, vital fresh, są składowo i smakowo cudowne, szczególnie wersja z marakują) i pewnie poczytam książkę. Colleen Hoover...tak, wiem, że sporo jest głosów negatywnych o jej twórczości. że może nie jest to szczyt sztuki pisania powieści. ale mnie wciąga, cieszy ten lekko wattpadowy klimacik i jest dobry kiedy człowiek potrzebuje lekkiej głowy i odprężenia. tytuł to ''Never, never''. czytałam również ostatnio ''9 november'' - tą akurat mam na własność bo jakaś uniesiona chęcią sprawienia sobie przyjemności kupiłam książkę. czasem lubię. częściej wypożyczam z biblioteki, bo można przyoszczędzić, ale bardziej chodzi o sam rytuał krążenia między uginającymi się regałami. o sunięcie dłonią po stronach i myśleniu, czy to tej lektury teraz mój umysł potrzebuje. o zapach tego miejsca. o ciszę. chodzę tam od dzieciństwa, a książki w moim życiu zawsze były obecne. mam sentyment i wielką miłość do słów, do uczucia które się we mnie pojawia gdy zagłębiam się w historię. piękną sprawą jest także to, że książki które przez krótką chwilę należą do mnie, przeszły przez setki rąk. że tyle osób dopasowało treść do swoich sytuacji, że wzdychali w tych samych momentach, że ich oczy zwilgotniały przy tych samych zdaniach. a jeszcze co do moich wyborów autorów - posiadam także książki samego Hawkinga i nawet taką nie popularnonaukową, a tylko naukową napisaną z Penrosem! myślę więc, że aż tak mało ambitna nie jestem :) bardzo lubię - może ktoś by pamiętał - tematykę astronomii i fizyki, a już kompletnie pociągają mnie czarne dziury, równoległe wszechświaty, wymiary przestrzenne, czas i kwanty. magia. dla mnie magia.

potem trzasnę sobie jakiś trening z youtubea, bo zachciało mi się leczyć umysł i wyrobić ciało. nie narzekam jakoś wybitnie na sylwetkę, ale zamarzyło mi się uczynić ją bardziej zbitą i wysmukloną. ale ważniejsza sprawa to to, że mam tendencję do myślenia za dużo, za często, jestem też osobą wrażliwą, kumuluje się we mnie dużo złości, a ćwiczenie kompletnie mnie oczyszcza. wszystko ze mnie schodzi, jak palą mnie mięśnie a serce przyspiesza czuję się jak nowonarodzona, to reset. zdrowy sposób na wyżycie się. oczywiście nie napieprzam ciężarkami, lubię wymagające ćwiczenia, ale interwały albo ciężary jeszcze nie wchodzą u mnie w grę. mam matę (pudrowy róż..). i wodę. dużo wody. komfort własnych czterech ścian, muzykę, urocze stroje. to jest zajebiście budujące, motywujące i odświeżające. lubię też biegać(szczególnie wieczorami, sama lub z chłopakiem), ale pogoda nie dogadza, więc radzę sobie tak. ćwiczę najczęściej z Martą z Codziennie fit, bo jest tak przyjazna i uśmiechnięta, że aż żal nie włączyć treningu. lubię też ćwiczenia w stylu dance party, niesamowita zabawa. może to brzmi jak takie pieprzenie, ale te czynności kompletnie nie są dla mnie obowiązkami, nie czuję żadnej zewnętrznej ani wewnętrznej presji. tylko przyjemność, satysfakcję i to, że jest to jedno z moich hobby.

zapomniałam jak czasami umiem pisać z taką lekkością i naturalnością. 

poniedziałek, 11 lipca 2022

po latach

 hej

jestem pewna, że albo się nie pamiętamy albo przestaliśmy się sobą interesować już dawno temu.

to było piękne, serio. ostatnio powiedziałam o mojej przygodzie w internecie mojemu, od miesiąca, narzeczonemu, był wniebowzięty. może 'narzeczony' brzmi super poważnie, ale jesteśmy jeszcze dzieciakami. mamy po niecałe 21 lat i oglądamy razem baje pijąc herbatkę pod kocem. kocham go.

jest mi z nim super i jestem w pełni szczęsliwa. mamy swoją grupkę przyjaciół od piwa, maczka i rozmów do póznej nocnej pory.

i cholera, nie mogę przestać o tym myśleć. o tych czasach. mam łzy w oczach za każdym razem. zaraz zasmarkam sobie laptopa.

czytałam sobie ukryte posty wiele razy. próbowałam przez te wszystkie lata coś napisać. myślałam o tym co kształtowało mnie przez tak długi czas. szukałam blogów, zostały nieliczne, inne przepadły. i z każdym kolejnym juz nieistniejącym adresem, chciało mi się płakać coraz bardziej. 

świat się zmienił, ja wyrosłam. gdyby ktoś powiedział tej małej gówniarze, która pisała pełne cringu wpisy, że za parę lat zrobi sobie dziary, będzie zarabiała całkiem fajne pieniądze, ogarnie swoje życie, na weekendy będzie jeżdziła na grilla do chłopa, albo on do niej oglądać seriale, że nie będzie bała się już niczego i zbuduje całe pokłady pewności siebie, polubi swój wygląd i będzie miała pazury przez które nie da się k#### normalnie pisać postu, to udusiłaby się ze śmiechu.

no ale tak jest.

but still, tęsknię mocno i nie zliczę ile takich postów, ckliwych jak turecka telenowela, napisałam, ale wiecie co, nieobecni czytelnicy? chrzanić to, bo kocham to lęgowisko pierwszych przyjaźni, zauroczeń, wyrabiania sobie poglądów, śmiechu i kolorowych koników.

dalej was kocham i cokolwiek robicie i gdziekolwiek jesteście, trzymajcie się mocno życiowej karuzeli i niech żadna dzida ani syf was z niej nie zrzuci.

xoxo

rar

wtorek, 8 grudnia 2015

Być artystą





Wczorajszego dnia miejsce miała pewna sytuacja, jednak nie będę o niej tu opowiadać. Lepiej, jeżeli zostanie między mną, a kilkoma innymi osobami. Post przeznaczę na coś, do czego ona mnie zainspirowała i sprawiła, że w duszy zaczęły krążyć słowa, obrazy, wizje. Wreszcie coś obudziło we mnie tę pasję, pasję do blogowania, której z tęsknotą wypatruję przez mgłę monotonii. Nie przedłużając - zaczynam.
Kim jest artysta? Spotkałam się z wieloma opiniami na ten temat i każdą z nich szanuję. Teraz chciałabym wyrazić swoją.
Artysta. Potęga tego słowa wgniata mnie w ziemię, blask oślepia, a piękno zniewala.
W artyście tętni życie. Jego wnętrze żyje. Może płonąć ogniem, może zionąć ciemnością, można ujrzeć bezdenną otchłań, albo ocean w którym iskrzą się najcenniejsze skarby. Czasem miotać się w nim bezlitosne tornado, niszcząc wszystko dookoła, a kiedy indziej szelest delikatnego powiewu koi zszargane nerwy. W tym wnętrzu powstają rzeczy fantastyczne, mroczne, szczęśliwe, tragediowe. Tańczą tam emocje, tańczą uczucia, istna mieszanka, tykająca bomba i dudniący wulkan. Sądzę, że artysta czuje mocniej. Więcej. Rozumie swoją duszę, jej śpiew, jej zawodzenie, rozumie język, którego słów inni nawet nie mogą usłyszeć. Artysta ma wyjątkowe wnętrze od którego emanuje siła tak ogromna, że aż niewyobrażalna. Czysta magia, którą sam stworzył. Magia niepowtarzalna i jedyna na świecie.
W momencie gdy uwalnia tę magię, ona sunie prosto z serca, otacza go, inspiruje. Hipnotyzuje. Artysta może pisać, pisać tysiące słów, może lekkimi ruchami ołówka wykreować coś delikatnego jak motyl, chwycić za farby i machać bez opamiętania pędzlami, pozwalając barwom wybuchać, palić, powalać. Możliwe, że zaśpiewa cichym tonem, albo będzie donośnie wyciągać dźwięki, ciągnąć je tak długo, że melodia poniesie go ponad niebo, ponad gwiazdy. Niewykluczone, że wytańczy drogę haftowaną marzeniami, haftowaną tajemniczą energią, którą wypuścił na wolność. Haftowaną łzami lub szczerym uśmiechem. W trakcie tworzenia czas może pędzić, może całkowicie się zatrzymać, albo zniknąć. Przestrzeń się zachwieje, równowaga przestanie istnieć, światy będą o siebie uderzać i zaginać harmonię. Tworzenie jest czymś silnym, czymś nieznanym, czymś, czego najmądrzejsi nie umieją wytłumaczyć. Może dlatego, że to coś więcej niż nauka? Coś więcej niż rzeczywistość? Każdy tworzy inaczej, tworzy coś prawdziwego, własnego. To, co się tworzy pochodzi ze środka. Nikt nie wykreuje tego samego. I właśnie z tego powodu ta cudowna iskra każdego z nas jest najpiękniejsza. Bo jest nasza.
Artysta to człowiek, którego kreatywność przekracza wszelkie granice. Ma bogatą wyobraźnię, w głowie setki myśli, tysiące obrazów, miliony wizji. Pogrąża się w filozofiach, pozwala porwać się w wir marzeń i odwiedza własny świat. Świat snów, świat emocji, świat uczuć. Jego świat, który sam stworzył i...dalej tworzy. Bo ta kraina powstaje przez całe życie. My zyskujemy coraz więcej, doświadczamy nowych rzeczy, zdobywamy wiedzę i dążymy do celów, tym samym budując i uzupełniając każdy detal. Każdy, najmniejszy element, bardzo ważny, dający coś od siebie, niosący pomoc w procesie rozwijania naszego świata. Dzięki niemu wyobraźnia podnosi poziom i rozpoczyna swój dziki pęd w stronę linii. Linii granicy, którą można pokonać. Najważniejsze jest to, żeby nie bać się swojej kreatywności i pozwalać jej zawładnąć. Niech otworzy nam bramy do krainy, niech uniesie nasze powieki i poprowadzi nas do osiągnięcia celu.
Spojrzenie. Na niebo. Na Słońce. Na Księżyc. Na ludzi. Na naturę. Artysta się zatraca, artysta czuje przypływ czegoś nieokreślonego, czegoś, co sprawia, że unosi się nad ziemią. Artysta widzi to, czego inni nie są w stanie dostrzec. Obserwuje spektakl codzienności. I nawet jeśli pozory mówią, że to nic takiego, on nie da się okłamać. Odkrywa. Szuka. Przemierza kręte ścieżki, patrzy jak wiatr tańczy z jesiennymi liści, jak pierwsze płatki śniegu wirują, lekko opadając, jak promienie letniego Słońca znikają za horyzontem i jak kruche, wczesnowiosenne kwiaty rozwijają się i budzą do życia. Artysta wzdycha z zachwytem nad drobnostkami, bo we wszystkim odnajduje piękno i niepowtarzalność.
Artysta...
Właściwie to można opisywać taką osobę godzinami, może nawet bez końca. Talent? Do czego artyście jest potrzebny talent? On ma pasję. On czuje sztukę. Spaceruje między wymiarami, chodzi swoimi drogami z głową w chmurach, łapie gwiazdy i sprawia, że jego dusza rozświetla się jak one. Rozświetla mrok, odgania rutynę, koloruje szarość miliardami barw. Nie trzeba mieć szczególnych umiejętności, żeby nazwać się artystą. Po prostu pozwól sobie to poczuć. Zgub się w swoich uczuciach, pływaj w jeziorze emocji, twórz. Twórz co chcesz, jak chcesz, twórz coś swojego, coś, czego nie stworzy nikt inny.
Każdy indywidualnie decyduje o tym czy czuje się artystą, czy nie. I każdy ma prawo do własnej definicji. Moim zdaniem bycie artystą to posiadanie czegoś naprawdę wyjątkowego, czegoś, co codzienność zamienia w niezwykłość, czegoś, co ma ogromną siłę. Iskrę, która lśni coraz mocniej, coraz jaśniej, coraz bardziej rozgania ciemność. Iskra mieszka w sercu, po prostu trzeba podarować jej wolność.


wtorek, 2 września 2014

Autumn, back to school, back to blog



Story of my life - nowy tytuł bloga. Nie dodawałam nicku, bo ulegnie zmianie pewnie jeszcze wiele razy. Mam nowy pomysł - Sally. Jest też jesienny wygląd.
Blogger nie kończy się na naszym społeczeństwie. A może jednak jeszcze ktoś należący do niego wpada tutaj? Nie wiem.
Chciałam założyć nowego bloga, ale ten jest sentymentalny, ważny, po prostu nie jestem w stanie po jakimś czasie nie napisać, że zmieniam decyzję i wracam. 
Wracam? A ja w ogóle odeszłam? Nie, ja opuściłam blog. Jak widać nie na długo. Nie będę tłumaczyć dlaczego tu znów jestem, bo nie mam wytłumaczenia. Po prostu chcę pisać. O moich emocjach, uczuciach, obawach, o wszystkim, co mam w głowie. O tym, co sądzę na dany temat. Po prostu wszystko, co przyjdzie mi do głowy, znajdzie się tu. Aktualnie pomysłów na serie nie mam, ale raczej obejdzie się bez nich. Będę też pisać króciutkie opowiadania, nawet bez dialogów, o różnej tematyce. 
A co z gimnazjum? Jest złe? Okropne? Przygnębiające? Raczej nie.
Gimnazjum jest dla mnie fajne. Uwielbiam swoją klasę. Znamy się niecałe dwa dni, a wszyscy już praktycznie się znają i lubią. Po prostu się zgraliśmy. Szczególnie polubiłam Kasię, Kasię, Kasię (srsly), Klaudię, Olę i Anię. Czyli prawie wszystkie dziewczyny. Chłopaki są nawet okej, na razie zachowują się na poziomie, przynajmniej w czasie lekcji. Dziwne, nie? Ale pewnie się rozkręcą. Nie ma tzw. ''kocenia'', nikt nawet się nie czepia, a trzy dziewczyny z starszych klas, dziś powiedziały mojej, gdzie mamy kolejną lekcję, bo nikt nie wiedział. x3 Klasa to 1 ''A'', składająca się z 27 osób. Z mojej starszej szkoły jest tam Karolina, Ola, Wiktoria, Eliza, Krzysiek, Sara (6 ''A''), Sylwia (6 ''A'') i Ryży (to ksywa, nie pamiętam jego imienia...też z 6 ''A''). Mniej więcej ogarniam, gdzie co się znajduje, choć szkoła jest ogromna. 
Jedyne, co mnie strasznie denerwuje, to to, że mam źle napisane nazwisko, ale mają to poprawić. Na szczęście jeszcze nie ma dzienników. 
Natomiast mój największy problem - nie wiem w co się ubraaaaaać! 
Pomimo tego, że zakochałam się w szkole...nie chcę mi się tam iść. Wstaję pół godziny wcześniej, bo droga dłuższa. Umieram.
A u Was? Jak rozpoczęcie, oraz pierwszy dzień? Ja na rozpoczęcie włożyłam...czarną sukienkę. Krótką, cienką, białą kurtkę i czarne, nowe trampki. Wiem, niby nie pasuje, ale wszyscy mi mówili, że jednak tak. W każdym razie mi się podobało. Nie chciałam iść w spodniach. Zrobiłam się bardziej dziewczęca.
I mamy jesień. Halloween, Andrzejki no i też moje urodziny (6 listopada). Obecnie to moja ulubiona pora roku. Jakoś tak...ma w sobie to coś. Niby brzydka, deszczowa, ponura. Ale ja ją lubię. Kiedy wychodzę jesienią na dwór i patrzę na drzewa...Wszystkie liście w ciepłych, rozmaitych kolorach. Niekoniecznie musi padać, właśnie teraz u nas jest ciepło i często świeci słońce. No nie wiem, lubię jesień no i tyle. 
I...i...i będę mieć TS3 Zwierzaki. Jutro, albo w czwartek. Zamiast się uczyć, będę robić Simów. x3
Opowiedziałabym jeszcze o dzisiejszym dniu, ale lekcje nie było zbytnio ciekawe. Tylko PSO, zapoznawanie się itd. Przerwy były ciekawsze, bo rozmawiałam z nowymi koleżankami. O nich też kiedyś więcej powiem. Może jutro będzie ciekawiej? Cóż, zobaczę, jeśli tak, to napiszę, a jeśli nie to...też, ale o czym innym. xD
Dobranoc, miłego dnia w szkole!